Tutaj pracuje się wolniej...


 
Jedną z pierwszych rzeczy jakiej nauczyłam się we Francji jest to, że nie można tu pracować...zbyt szybko. Moje pierwsze dni w pracy, były katorgą. Do domu wracałam zmasakrowana i zmęczona jakbym w ciągu dnia stoczyła bitwę na froncie wojennym. Na szczęście szybko zorientowałam się, że powodem mojej męczarni było to, że wszystkie czynności wykonywałam zbyt szybko i w ten sposób dawano mi nowe, dodatkowe zadania, a często wyręczałam nawet innych pracowników, którzy JESZCZE nie zdążyli skończyć swojej roboty. W konsekwencji miałam o wiele więcej zadań niż moi koledzy, którzy mieli spokojne, normalne tempo pracy. Zresztą, należy wspomnieć, że na początku nie wychodzili z podziwu jak ja mogłam to czy tamto tak szybko skończyć, a ja po prostu brałam się za robotę a nie za pogaduchy! Ja z kolei nie wiedziałam, dlaczego na wykonanie tego czy innego zadania dane mi jest tyle czasu... Przecież równie dobrze mogłam w tym samym czasie zrobić to co mam do zrobienia i jeszcze zdążyłabym wypić kawę i pójść na spacer... Jednak po jakiś 2 tygodniach wreszcie odkryłam, że Francuz i Polak mają zupełnie inne poczucie czasu i tempo pracy. Pracować należy spokojnie i dokładnie, a nie tak by zasapać się na śmierć. O nie! Trzeba się szanować!
Kolejny przykład. Pracuję teraz w Ministerstwie Kultury i wszyscy skarżą się, że maja niesamowitą ilość pracy, ale jednocześnie ten wielki bagaż zadań nie przeszkadza im w robieniu sobie 1,5-2 godzinnej przerwy na spacer po dzielnicy. Notabene, wszyscy pracownicy ministerstwa garną sie do tego by mnie oprowadzić po okolicy czy jak np dzisiaj zaprowadzic do Louvru... Na to czas jest zawsze! Początkowo czułam się naprawdę zażenowana faktem, że w godzinach pracy wychodzę na kawę czy zwiedzanie, ale do luksusów człowiek się łatwo przyzwyczaja, więc nie mogę powiedzieć, że teraz to próżnowanie przychodzi mi z bólem...powiem nawet więcej, bardzo mi to odpowiada, bo dzięki tym promenades odwiedziłam już ogrody Palais Royal,  dowiedziałam się że niedaleko mieszkała znana pisarka Colette, a także dokładnie opisano mi dzieje budynku ministerstwa oraz jak już wspomniałam, dane mi było odwiedzić-za darmo- czasową kolekcję w Louvre traktującą o władcach Chin i Francji. Jeszcze tylko dodam na marginesie, że wydaje mi się, że to oprowadzanie mnie tu i tam, wynika z jakiejś potrzeby Francuzów pochwalenia się ich dobytkiem kulturowym, bo robią to bardzo chętnie i z nieukrywaną duma prezentują mi każdą budowlę...
Co ciekawe wydawało mi się, że już nauczyłam się jak pracować, ale ostatnio paf, znowu usłyszałam: "Już skończyłaś?! Jeny, jak ty to zrobiłaś. Przecież zaczęłaś dopiero godziną temu!". Konkluzja: polskie zapędy sprawnej pracy mam chyba dość mocno zakorzenione skoro po 3 miesiącach "doświadczenia" dalej pracuję "za szybko".

Komentarze

Popularne posty